The Republic of Poets The Republic of Poets
202
BLOG

Jacek Gulla DELOS. Fragmenty w języku polskim

The Republic of Poets The Republic of Poets Kultura Obserwuj notkę 1

 

Mieszkający w Nowym Jorku Jacek Gulla napisał w 2015 roku poemat DELOS. Rozpoczęty 9 kwietnia i ukończony 14 sierpnia tekst składa się ze 117 części w języku angielskim i polskim. Na Festiwal *Th’Republic of Poets* 2016 Autor zgłosił polskojęzyczne fragmenty poematu. Całość poematu ma objętość około 240 stron.   

 

                                     


                                    Jacek Luzar Gulla
                                          D E L O S


                                           Contents

                                  Prolog
                                  1 – Delos

                                  Part One
                                  1. Friday April 3
                                  2. Monsieur Papkin’s Raedealli
                                  3. Easter Sunday in Central Park
                                  4. Rest Not Under Star Ethic
                                  5. Expectations Aside


                                  Part Two
                                  to begin on April 20th – the JFK departure
                                  or Cracow Poland

 

 

PROLOG

1.
DELOS

Jeśli zapytać kiedy oglądał wysepkę ostatni raz
Apollo powtarza polskie porzekadło - Jaś z wioski swej wyjechał
Wieków dziś zliczyć nie sposób ale wieś z Jasia niestety nie
Tyle że bóg nie Jaś Jan John Juan etc w przemianach daremnych
Choć obaj na dnie serca noszą tyleć ziemi każden

Ile oko zagarnie radosne pierwszymi darami światłości
Jan swój skrywa początek jak wstyd i usprawiedliwienie
Przed sobą światem i jutrem – Apollo zaś jak ratunek
Wróci nocą – oglądał to już nawet raz w cinema – wpław
Z wyboru – po śmierć która nigdzie - nigdzie tylko tu

Jest Nieśmiertelnemu możliwa – wszystkiego innego
Będzie miał już szczerze i zupełnie dość jeśli wróci na wyspę
Jednym słowem noc jakiej nie życzyć nikomu
Mieć darów światłości szczerze i zupełnie już dosyć
Katastrofa – chrzęst kamyków obracanych falą z przed

Pierwszej ameby – usłyszeć i zamknąć boskie oczy – cd nn
Na razie gasi lampy – ćwiczy - ćwiczy zwlekając z decyzją
Na myśl o rozbitkach z Afryki nie może się nie uśmiechnąć
Tych na Delos wymywa każda nocka – niepomnych na tabu
Niewinnych w upiornym uporze Jakbytu – nie będzie sam

Apollo Przyda Się Komuś Raz Jeszcze
Zupełnie mu obojętne do czego - gulasz zeń że mlaskać już dziś

 

7.
LOGIC

It is easier to lock mathematician
In jail - for two plus two is four
Than for the mathematician
To change four - to three - or to five

Łatwiej zamknąć matematyka
Za kraty - za dwa plus dwa jest cztery
Niż matematykowi zmienić
Cztery – na trzy – lub na pięć

 

11
Pierwszy Maja 2015 Cracow 12 06 pm

hasło May Day May Day May Day - Dzień Majowy
to alarm w sygnalizacji policji USA - oficer w niebezpieczeństwie
a jego pochodzenie jest dokładnie tak stare
jak pierwsza w świecie demonstracja marksowego proletariatu

i tradycja pierwszomajowych demonstracji - panienka od przyplantowych pierogów
nie chciała mi wierzyć szykując menu "ruskich" na to w RP zdelegalizowane
juz dziś święto wyzyskiwanej klasy robotniczej - technologia w przemyśle
zastępuje teraz człowieka - jest tańsza niż robociarz
i posłuszna - bez buntów bez ambicji bez prawd

a co zrobić z masami bezrobocia to pytanko i problemik
nie dotyczący już zupełnie dzisiejszego inwestora i przemysłowca kapitału
hey hey - jesteś nędzny nic nie warty człowieczynku sam
co najwyżej z kolejną "chwilówką" za doraźne zbawienie
Good Luck

PS
a oto zdemokratyzowana hołoto
niech się odezwie mym barytonem pański duch
jeszcze tylko podwawelskie ptactwo w mych uszach kwili jak przed wiekami wielu
w uszach kwiliło królewskich - milknę we wdzięcznym zachwycie

no cóż - w poszukiwaniu niedobitków czerwonego pochodu
zaszedłem właśnie pod domostwo nad Stradom
wszystkie tu ścieżynki u stóp i łuki wszystkie nad głową
i zamki nieprzeliczone i skoble w pałacowych wrotach wiodą w me dzieciństwo
patrzę - chorągiew krakowskiego harcerstwa siekier do drewna na ognisko

niestety już nie używa - piła uszom milsza elektrycznym skowytem - niestety
zanim wydam rozkaz - wracamy do siekier - warto się przedstawić
mój wuj - oświadczam siwiejącej głowie obozowiska
kapelanem był ZHP przed Drugą Wojną - zginął ewakuując na Wschód
Kurię krakowską pod biskupem księciem i przyjacielem mym Sapiehą

siwek obrzuca śmiałka we mnie lawina wzgardliwych milczących pytajników
kłamiem oczywiście - czytam z jego rysów elementarz chamskiej obłudy
dodajem imię i nazwisko śp kapelana błogosławionego pod ostatnim papieżem Piusem
tak trzeba było od razu dyktuje mi wredny gnojek
niebaczny iż z racji burbońskiej lilijki na jego zielonej rogatywce

winny jest mi ukłon w pas - i to najlepiej z klęczek
wiem - nie wierzy memu oświadczeniu - ale czy to moja wina
czterema się teraz do mnie literami wypina - bez jednego symbolicznego choćby salutu
a oto i mój dziś pierwszomajowy poranek - a przecie to ledwie kilka tylko slow
z mej baśniowej wręcz biografii

no cóż

 

13
May 3 Constitution Day Cracow 11 27 am

być potrzebnym - być niezbędnym - być
nie do zastąpienia - tak mi się wczoraj w myślach
składała skala obywatelskich wartości
kiedy na próżno szukałem po krakowskich księgarniach

3 majowej Konstytucji - czyżby niechęć a nawet wrogość
względem monarchii lub dynastii z II artykułu
pytam i pytam raz jeszcze
ale wole
nie ryzykować odpowiedzi - honor Ojczystego święta

ratuje Antykwariat przy św. Jana
wydaniem PWN z 1983 roku
cena 100 zlp wraz z wyborem egzemplarzy IKC
1926 - '32 dla porównania z prasa dzisiejszej RP
czyli gratka nie bez sentymentalnego akcentu

mój dziadek Wacław Gulla nie dość że był
w tym piśmie wiodącym ilustratorem i polemistą
także pierwsza fotografia w prasie polskiej
a także patent reprodukowania jego są autorstwa
myśleć dziś przy święcie usiłuje jak dotąd na próżno

jest teraz godzina 10 rano - pal sześć żałosny boks o świcie
z Las Vegas o mistrzostwo wiata i karygodną
jednogłośną decyzję sędziów - wygrał ten
który starć unikał od początku do końca wiązać ambitnego
przeciwnika w śmiałych bezustannych lecz bezowocnych atakach

od godziny 7-ej trzaskanie drzwiami na trzypokojowym pięterku
ze wspólną łazienką obudziło by zimującego niedźwiedzia
świadomość i troska o nerwy sąsiada za ścianą
są dziś najwyraźniej zupełnie obce młodym patriotom
Proszę Się Uspokoić - słyszę kiedy oprotestowuje hałas

co cieszy o tyle że obywa się bez gróźb i kurrrrwa mać
ty taki a nie taki - cisza nagła bo ruszyli w biało-czerwony Kraków - lubudubu dummm
niech więc spojrzę w sypiące się i żółknące już stronice
rodzinnego czasopisma - wronom w to mi graj
Największe Niebezpieczeństwo Polski

w nagłówku z 19 XI '34 to wg Kuriera przeludnienie
tłok obniżający wydajność jednostkowego bytowania
z kolei pytaniem wiodącym z numeru 29 IX '30 jest
Czy Naszej Cywilizacji Grozi Zagłada
z podtekstem Człowiek Czy Maszyna - no cóż

groza rośnie do dziś tyle że przyzwyczajeni już do zgrozy
każdy niemal z wychowanków kultury europejskiej dziś global
w dobie nuklearnej apokalipsy szykujemy się do czarnej ostateczności
jak zuchy do kolejnych "sprawności" - przeżyć koniec
czy też lepiej nie przeżyć za pytanie obojętniejącego serca i sumienia

Hey Hey
PS - an elephant strives to die in its birthplace
some do get lucky
O Apollo
please

 

18
Monday May 12 in Cracow 7 09 am

Before the immortal Apollo re-enters climes kinder
Climes protective of the homeless – climes of Diogenes
Of Socrates and Plato of Jesus and his disciples
To mention only a few of our dependency and gratitude
Hear him out in Cracow on issues of the hour here

His Polish a necessity a while of the highest order
Oto rozmowa wczorajszym świtem u drzwi łazienki
W hosteliku gdzie chronię się dla ciszy i samotności
Młodzież w trampkach przed wyjściem w umiłowane
Mi miasto – ja z Serbii – ja z Niemiec – a ja z Tajwanu

Trzy nowe państwa – zauważam – ale jakże stare narody
Turystka z Orientu piszczy – ja nie jestem Chinką
Tajwan to nie Chiny – jak to nie – dziwię się jej w oczy
To tak jakbym ja Krakowianin z dziada pradziada a ofiara
Obydwu rządzących tu ekonomii wypierał się Polskości

Nie mamy czasu – Orientałka decyduje za całą trójeczkę
By śpieszyć ku wyjściu ze wzgardą dla mojej oferty
Pozwólcie być waszym przewodnikiem – no cóż
Zwietrzyła co się święci ale racji swych wolała nie
Ryzykować dla faktów – za swój Kraków wstydzę się

Przecież z tego samego powodu – wredność pazernych
Prowincjonalnych Midasków ślepa głucha i bezlitosna
Na światłość Logiki i serca – niech pozostanę przy ChRL
Nie dość że ich wersja komunizmu utrzymuje dziś USA
Na astronomiczną kwotę $11 trylionów pożyczki

Kolorowa wielojęzyczna nędza Stolicy Kapitału
Pozwolić sobie może na lekturę inną niż Nowy Testament
Tylko dzięki okularkom 99 cents made in China – to mention
Just this one aspect of communist blessings in the USA
Które to okularki z modnej firmy kosztują $99. 99

Pozostając w większości na zawsze za wystawowymi
Szybami Madison Avenue – no cóż – to nie milioner jest
Produktem kapitalizmu a zbędny tłumny wszawy bezwstyd
Po zupkę litości przed Caritasami Wolnego Rynku
O Śródziemnomorska światłości – matko ty matematyki

Apollo Oszczędza Nerwów I Słów
 


27
Sunday in Roma Maggio 24 5 37 am

...but do not please pater noster me Seneca caro
I do still on lips carry taste
of dino's roast
rare the meal gives me vicious farting
plus nightmares - others of that feast bite dust
for millenia now - and as of il giorno at hand

well - suffices to sigh
niechże nareszcie odetchnę Patrycjo

pustych marmurowych sarkofagów
w ogrodzie przy Łaźniach Dioklecjana
wystarczy nam
na cale lato

lubię wisterie nazywać histeriami
ich cisza ciężka lubymi płucom woniami
odfrunie z wiatrem
już jutro
słać się fioletowiejącym kwieciem
naszym cieniom do snu

trwa tylko przemijanie
pojawisz się tu czy nie
back to il giorno at hand - see

but the lion buckled immobile heavier now
for the words it heard didn't understand though
a while under mane
seeing own beastly splendour
seated upon throne of a nation without relevence in History
gladden though to pass into oblivion
under the ruler
of no human heart or reason or folly...

 

40
Tuesday June 9 in Cracow 10 05 am

INTRODUCING
PHILOSOPHICAL REALISM

Historia Wiszących Ogrodów
W mej twórczości swój początek wzięła
W dojmującym braku Piękna – tak estetycznego
Jak i etycznego – którego przyszło mi doświadczać
Na co dzień po dwudziestu latach życia w NYC

Owo ponure doświadczenie
Porównać trzeba
Z przymusem oddychania
Powietrzem w którym tlen
Jest nieobecny

For all its break-neck dynamism and techno
Capitalism digs grave for precisely the values
That gave it existence to start with
Freedom and Democracy
And makes $$ functionality

The frame exclusive
Of near any other existential experience
Castigating Harmony
For folly
As profitless to entrepreneurship

As health actual is
To the pharmaceutical business
Nowhere else does Nietzsche’s remark
On Freedom rings truer
Than with the Abstract Expressionism

“do not say what you are free from
Because with chains
Many a slave threw away
What was best in him
But do tell me instead what you are free for”

If there is any ground common
For philosophical realists to stand firmly on
Together this is the one
Minimum For Myself
Maximum From Myself

The assertion that a human being
Is born and lives in guilt
As of now gets dust bin
One is born into responsibility first
Before she or he learns failure

Beauty Is Duty
Law Sans Duty Means Tyranny
Not Justice
Sans Beauty
Nothing Can Be Human Truly

Jeśli spalona Biblioteka Aleksandryjska
Jest w Historii katastrofą
O skutkach tak rzeczywistych
Jak dla wyobraźni
Zupełnie nie do uświadomienia

Tak babilońskie Ogrody Wiszące
Królowej Semiramidy
Czyli jeden z zaginionych Cudów Świata
Odżywać będą dziś i jutro
W snach każdego estety i artysty

W kręgu mego własnego cyklu
Pod tym tytułem stajemy przed zjawiskiem
Przemiany pierwszego Raju poznania
Gdzie Harmonia
Jest spajającą istotą cieni i światłości malatury

W rzeczywistość Prawa i Paragrafu
Pod dozorem których
Idealizująca z natury młodość
Uświadamia sobie odpowiedzialność
I obowiązki dojrzewania w danej mu społeczności

Tzw prawo dżungli to kierat bytowania
Podporządkowany bez litości
Dyktaturze $$
Grożący apokalipsą wszystkiemu
Co w światłym człowieczeństwie

Rzeczywiście dumne wartościowe i święte
Food without salt spells feed
Jedzenie bez soli to pasza
W szerszym znaczeniu Piękno jest tą solą
Której brak pogrąża naszą działalność

W bestialstwie na skalę
Nie znaną najsroższym nawet drapieżnikom
Wobec którego to bestialstwa Stwórca
Musiałby odwrócić twarz
Z wyrazem ostatecznego obrzydzenia

Krąg mych Wiszących Ogrodów
Otwarty na kolejne realizacje w obu skrzydłach
Swej treści stanowi dziś własność UJ
I w krakowskim Ogrodzie Botanicznym
Czeka teraz na właściwy mu pawilon

A obecna zaledwie dwutygodniowa wystawa
To tylko wstęp Realizmu Filozoficznego
Na globalne forum Historii Sztuki
The circle of Hanging Gardens
Open still towards continuing additions

In both wings of its epic narrative
Makes today the Permanent Collection
Of my brush works at the Botanical Garden
Of the Royal Jagiellon University in Cracow
Awaiting yet a proper gallery here

And the current two-weeks long exhibition
Merely introduces the Philosophical Realism
Into the realm global of History of Art
If the Abstract Expressionism draws its liberties
From the fetus’ prenatal visuals under lid

The dictum of intellectual maturity
Needs be viewed and contemplated
For the next step natural and necessary
In the proper development of our
So tragically endangered a specie today

Leaving the stylistic readable idiom and content
Of its future works for inventiveness
And sense of duty
Of the disciples who follow or take cue
From this my proposal and manifesto

For additional reading on the matter
Please google jacekgulla/wordpress
Hundred Poems’ Reign and Archives
Plus Salon24 Jacek Gulla pisze z Nowego Jorku
Both in Polish and English – thank you


NYC - Cracow
June 15 2015

 

41
Thursday June 11 in Cracow O O1 am

Dola niewinności – very interesting – niewinność
Nikt ci w nią nie uwierzy – idź do spowiedzi
Ksiądz zasądzi ci za kłamstwo taką pokutę
Że się będziesz modlił o piekło jak o zbawienie
I didn’t know sir you speak Polish – is this Polish

Doesn’t sound like anything I’ve heard before
Not that I have much to do with your compatriots
Sorry - by the way - what do you sir do for living
Tłumaczę Szekspira z polskiego z powrotem na angielski
Really – how comes – tłumaczenia na polski

Są często o wiele lepsze od oryginałów
Nie mówię oczywiście o Szekspirze – faktem jednak
Jest że pewien mój znajomy poeta Polak
Profesor na Harwardzie tłumaczy Barda tak trafnie
Tak pięknie i z uchem tak czułym na obie melodie

Że nie mogę oprzeć się ciekawości – czy tłumacząc
W tył - bez ściąg bez pomocy - dorównam
Językowi i sensowi Anglika kiedy porównam obie wersje
And you get paid to do that – do you
Free lance – plus gazety wykłady porady prawne

Rodakom którzy się boją adwokata
Zdarzy się pisać PhD’s studentom
Takim bez chwili czasu na naukę
W dzień ich mieszkania stoją puste a czynsz
Czynsz jakby lokator z wanny się nie ruszał

Pod buddyjską przysięgą ubóstwa na sercu
Moja jedna wielka improviza - nawigować z dala
Od pokus i potrzeb pieniądza – $$ to matnia
I z dwojga złego wolę już bardziej bezludną wyspę
Pan pozwoli że się przedstawię

Robinson Cruzoe Manhattanu to ja
My pleasure sir
I like sir your sense of humor – William Buckley Junior
We must have met some other place before
Ja widuję pana często w TV – yes - money talks

Still - to survive on TV alone I would to have had
Your luck sir but I doubt I would be that lucky
What’s more – believe me – the last thing I can think of
Would be to be curious enough to try – sorry
Ja odwrotnie panie Buckley – mnie fascynuje

Wręcz hipnotyzuje – mało – zobowiązuje mnie
Niewiadoma – coś jakby pan stanął przed lustrem
Ale przez długie długie minuty oglądał w nim
Przeźroczystą pustkę – meble za plecami owszem
Co ważne – pan wie że w końcu odbicie się pojawi

Nie wie pan jednak czyje – I don’t even need
A mirror for that sir – say I am opening eyes from sleep
If I can sleep at all - and I tremble breathless
Exhausted like I was Sisyphus or Atlas in dream
Now awaken amnesiac – waking sir

For lack of better word – tired spent a man can not
Be responsible for himself – you don’t know
Who you are – at whim of nerves
Someone snaps fingers – you blow your top
Lucky if you get back home on time for massage

Mercy sir – mercy – ze mną rzecz ma się odwrotnie
Ja staram się wymusić na lustrze postać z wyboru
Osobę docelową historyczną znaną mi
Na przykład ze Zbrodni i Kary – znowu ciekawość
Jak to jest choć przez jeden dzień

Być ostatnią szmatą w tej powieści
W tej dziurze tak klaustrofobicznej i upiornej
Że się pan chce powiesić na haczyku w klozecie
Choć jak od wieków chce sława
St Petersbug to biała noc z alabastru i mosty

Przydają się takie ćwiczenia kiedy wyruszam
W Manhattan – gdybym zamiast tego wszystkiego
Co dotychczas o sobie panu powiedziałem
Rzekł że jestem wynalazcą – że trudnię się odkryciami
W którejś z nauk ścisłych – czy uwierzył by pan

Takiemu – as the saying goes sir – it is not enough
To be an artist – one has to prove it too
Bo ja proszę pana takich właśnie spotykam jak to się
Mówi na każdym kroku – wierzyć nie wierzyć
Jeśli już odważę się wyjść w miasto – musi pan

Wiedzieć mnie nie rzadko zbywa na opcji
Na tę właśnie przyjemność – bo żeby wyjść w miasto
Najpierw trzeba mieć skąd – niech się pan nie śmieje
Panie Buckley – sorry sire - as I say sir – I love

I Love Your Sense Of Humor

 

45
Monday June 22 in Cracow 6 38 am

Muzyk reklam w tej tu kolumnie to zamach - zamach
Na ciebie jeśli chcesz czytać i myśleć – dość dość dość
Zabraniam albo kurrrrwa zamilknę – powtarzać kurrrrwa
Nie będę – to nie pole gry w kurrrrwa $$
Ani kącik dla popisów rockenrollowego sprzętu

A teraz do sedna krakowskiej zgrozy – Litości
Chciałbym o sobotnich urodzinach poety Zagajewskiego
Chciałbym tu o cudnych krakowiankach w wianuszkach
Chciałbym o marmurach Antyku u Czartoryskich
Chciałbym o obrazach przy Floriańskiej Baszcie

A proszę – nie mogę – niestety - Piękno na rowerze
Beztroskie młodzieńczą wolnością to dziecię
PRL-owskiego Wyścigu Pokoju – no cóż - serca tracili dlań
Nawet niewidomi przy radiowych operach
Dwóch niezapomnianych sprawozdawców

I rzeczywiście – jak świat światem - widok amazonek
Ponad korkami niebotycznego a klaustrofobicznego
Manhattanu przyprawia serca karmione Historią Sztuki
O natchnione palpitacje – w cesarskim Rzymie
Legiony skuterzystów na czarnych scarabei

To huk i strach znany dotychczas tylko podbijanym
Plemionom barbarzyńców pozbawiający wciąż wrażliwą
Współczesność szans na medytacje
Nad sekretami Wiecznego Miasta – jak się problem ma
W Amsterdamie w Kopenhadze czy w Londynie

Dowiem się w kolejnych mych eskapadach w EU
Tam – mam jednak nadzieję – Prawo wspiera kulturę
Kulturę współżycia między rozmaitymi środkami
Wielkomiejskiej komunikacji – na pierwszym miejscu
Stawiając oczywiście bezpieczeństwo piechura

Spacerowicza ubezpieczonego urbi et orbi od ulicznych
Kraks z gwarancjami adekwatnej opieki medycznej
W naszym jednak „prastarym grodzie podwawelskim”
Beztroska z jaką hurmy dwukołowych slalomistów
I akrobatów zagrażają zdrowiu i życiu na Plantach

I innych szlakach globalnej turystyki oszałamia – mało
Paraliżuje co krok strachem o całość własnych kości
Planty to nie trasa slalomu a Polacy to nie poles
Dla karkołomnych popisów ani też etap w Tour de France
Planty to przede wszystkim swawolną

Wyobraźnią powodowana dzieciarnia – to emeryci
W zadumie nad skarbami czasu minionego i przyszłego
To pięknoduchy ASP Filharmonii i PWST
To niedobitki la boheme – to profesor Filutek
Niesforna psiarnia i Bogu ducha winni inwalidzi

To na koniec zagranica w zachwytach dla ptasiej naszej
I kwiecistej zieleni – a przecież wystarczy krok w tył
Kroczek w bok w zachwycie dla oczu czy uśmiechu
Partnerki od popołudniowego randes vous
Żeby się kurrrrwa przez jednego z drugim wyczynowca

Nie pozbierać do tzw kupy już nigdy więcej w życiu
Troska o piechura na jezdni zatrzymuje tramwaje
Autobusy taksówki i karawany dostawcze
Nie ich jednak – nie ich – „cudownym dzieciom
Dwóch pedałów” wolno dosłownie wszystko

Z ryzykowaniem mego bezcennego Jakbytu włącznie
PRECZ – koniec beztrosce na przerzutkach bez hamulców
Koniec swobodzie z pogardą dla sennych sandałów
To my zastraszeni piechurzy powinniśmy nosić
Hełmy i kaski – nie oni terroryści ciszy i zamyślenia

Na kradzionych w Berlinie „Schwinn’ach” i innych
Mitologią czarujących markach – czemuż nikt
Nie wrzaśnie - Zgroza - Zgroza – strach paraliżuje myśl
Słowa więzną w krtani – tzw wyższe racje tracą głos
Słupieją wobec znieczulającej kroplówki w prognozie

Ratując się od kolizji co krok o przysłowiowy włosek
Uskakując co krok w udręce beztroskim lawirantom
Tłamsząc w duchu myśl w ciarkach bezsilności
Jeśli niebieskie tramwaje są dziś za drogie
Na kieszeń bezrobotnej młodzieży - nie ma wyjścia

Trzeba na Kraków wyprowadzić darmowe autobusy
A jeśli skarbiec miasta liczy na dochody z wynajmu
Dwukołowego szaleństwa dla emerytów EU
Niech się liczy przede wszystkim z astronomicznymi
Kosztami powypadkowych kuracji

Z nieuniknionymi odszkodowaniami na miarę tych
Jakie za krwawe żniwo codziennego trafficu
Wypłaca z miejskiej kasy każda na świecie
Cywilizowana stolica – dość bezmyślnego ryzykanctwa
Stop dwukołowej ślepocie

Zanim dojdzie do katastrofy jakiej w tajemnicy
Nie utrzyma już żaden palec na ustach
Mądrej głowie dość po słowie – ja liczyć tych
W tym tu niniejszym proteście nie będę
Handlarz poczciwy książkami pod Collegium Novum

Pogodzony z losem biblioteczki zastraszonych arcydzieł
Rozkłada bezradnie ręce – Wolno Im I Kropka
Takie Dzisiaj Prawo – Wolno Im – pytam – Ale Wolno
Znaczy Także Powoli Wolniej Zwolnić – Czyż Nie
Lecz Powoli To Też Za Mało – podnoszę głos

Bezwzględny Zakaz – Albo – Kurrrrwa – Trupy
O Apollo
Apollo ty złocisty z fryzów na Pałacu Sztuki – ten tu głos
Jest twój – czy słucha cię kto – a musi
Choć wolno dziś nie słyszeć – choć wolno przecież nie

 

46
Tuesday June 23 in Cracow 3 48 am

Kapitalizm to absurdalna wiara że najgorsi
Z najgorszych powodowani najpodlejszymi
Z instynktów sprawią iż wszystkim nam
Wyjdzie to na dobre – nie ja to mówię – to cytat
Z amerykańskiego Noblisty od ekonomii

Ją widzę rzeczy jeszcze czarnej – kapitalizm
To zbrodnia na Jakbycie powszechnym i osobistym
I nie mam tu nawet na myśli wojen które stały się dziś
Ostatnią pewną dźwignią tzw rozwojowej gospodarki
Vide USA – chodzi mi o zbrodnię na pytaniu

Jak Być – z braku wartościowego tu partnerstwa
Kupuję w Krakowie książki – posiadanie ich
Niemalże wystarcza do uczucia że przyswoiło się
Ich treści – księgarnia De Revolutionibus obiecuje
Więcej niż oferuje – Karl Jaspers – W Kręgu

Wielkich Myślicieli Współczesności wręcz przeraża
Zamiast wyboru autorskich pism płacę 50 zlp
Za zbiorek podłej krytyki – nie analizy – krytyki
Nienawistnej samemu myśleniu – coś jakby pod tytułem
Unicorn zamiast baśni otrzymać opis krwiożerczego

Okrucieństwa wyżłów myśliwych i sępów – chciałem
Wymienić na coś znośnego – niestety – nie wolno
Kupiłem więc Kondycję Ludzką Hannah Arendt – 58 zlp
Sprawdziwszy uprzednio czy aby sytuacja
Z nagonką nienawistnych myśleniu polskich doktorantów

Nie powtórzy się i w przypadku tej odważnej i uczciwej
Kobiety – do zakupu skusił mnie rozdział pod nagłówkiem
Urzeczowienie – temat znam już z Sartre’a
I z malarstwa Wróblewskiego – z cyklu Ukrzesłowień
Więc uczta intelektualna szykowała mi się godna

Bezcennego czasu i uwagi – no cóż – i tę pozycję
Przyszło mi odłożyć na bok z uczuciem rozczarowania
Rozdział koncentruje się na urzeczawianiu świata
Naturalnego – z rudy żelaznej haczyki na ryby
Z drzewa Mądrości drewno a z drewna dyby na zbuntowaną

Ofiarę status quo – owszem – to nasz ludzki los
W odróżnieniu od boskiego – od „twórczości z niczego”
Ja jednak miałem ochotę na bardziej skomplikowany
Problem – u Sartre’s reificacion znaczy przerobić
Człowieka na narzędzie już to zysku już to ideologii

Ograniczyć jego zagadkową enigmatyczną
Niespodziankę – jego sacrum – do funkcji w obszarze
Co do wyboru którego sam podmiot nie ma nic a nic
Do powiedzenia – tu i tu jest ofiarą – być ofiarą ideologii
Jakoś jednak znośniej – ot – kolejna klęska Rozumu

Wpisana w DNA człowieczeństwa – jeśli propaganda
Np „Idee Lenina Wiecznie Żywe” budzić musi wzgardliwy
Uśmiech u wszystkich którzy byli w Rzymie
Lub czytali Gibbons’a – tak reklama kremu przeciw
Zmarszczkom goni ich ofiarę ze sklepu do sklepu

Za kolejnymi osiągnięciami kosmetyki – z efektem
Odwrotnym niż ten obiecany i upragniony – niestety
Jeśli idzie o mnie – krakowianinem czuje się dziś
Tylko w retrospekcji – wiedziałem czym jest wolność
I godność człowiecza w 5-latkach PRL o wiele lepiej

Twórczo – niż czuję to teraz odwiedzając umiłowane
Miasto ze stolicy kapitału NYC – cóż za klęska Wolności
Ten Le Grand Buffet na krakowskim Rynku
Jakby tu nikt nigdy nie oglądał tego zjadliwego filmu
Tego paszkwilu na wciąż wtedy szykujący się światu

Konsumeryzm – proletariacki niewolnik jawi mi się dziś
Istotą o wiele szlachetniejszą niż dorobkiewicz
Chroniący się przed swymi ofiarami w potrzasku
Najnowszego modelu Mercedesa – zamiast nadziei
Na społeczne harmonie Demokracji

Krakowianin bieżącego dnia sprzedaje emerytom EU
Własną siostrę w ekstazach przy aluminiowej rurze
I obgryza na kolację paznokcie jeśli transakcja
Nie dojdzie do skutku – cóż za szczęście
Nie urodzić się do takiego Krakowa – och cóż za szczęście

Przykłady godne naśladowania – nie mogąc zmienić
Losu wyzyskiwanego ubóstwa masowego
Simone Weil zstępuje w tłumne cierpienie – solidarna
Żeby je dzielić z bezbronnymi ofiarami - inaczej pozostaje
Tylko straszliwa samotność – Poza Dobrem i Złem

No cóż – jedzenie smakuje rzeczywiście tylko
Na tzw pusty żołądek – a $$ jest skarbem tylko
W oczach nędzarzy – zwłaszcza tych odartych do cna
Z jestestwa innego niż chciwość – więc wstręt
Jest tu tylko naturalnym rezultatem oszustwa

Zwanego konsumeryzmem z pod hasła More & More
A jeżeli idzie o model tzw amerykańskiego kapitalizmu
Ilustruje go najprecyzyjniej przypadek drzew
Przy highway’ach USA – na oko – z daleka
Wydają się żywe z nieposkromioną bujnością zieleni

Wystarczy jednak chwila analizy
Żeby skonstatować iż ich życie to pozór – to szkielety
Obrastające zabójczym pasożytniczym powojem
I tak się właśnie rzecz ma z Demokracją
Jeśli jej „życiem” staje się nieuchronna chciwość i strach

Każdego obywatela z osobna – po prostu
Rzygać się chce i tyle – żeby problem ująć najzwięźlej
Kapitalizm to zgoda na zwierzęcość człowieka
Kiedy heroicznie ateistyczne Oświecenie to owszem
Być może tylko lunatyczna ufność w nasze Piękno

A Bóg w tym kontekście – no cóż
Toć to infantylna i infantylizująca bajka
Nie warta daru autentycznej Wiary – poręczna
Dla oszustów i ofiar – ja jednak – jak mawiał Yeats
Ani z tych co opluci ani z tych co opluwają - no cóż

Pass By O Traveller – Byle Było Dokąd
Teraz Zaczynasz Żyć Sam
Uwaga Uwaga - Sam
Choć Sam
Na Świecie Nie Jesteś – Adios Kapitaliźmie – O Arios

 

52
Wednesday July 2 in Cracow EU 9 30 pm

Kafka to the last nook and cranny is contained
In the title of play by Sartre – No Exit
Locked shut inside man’s made reality – second hand
Is in turn our neo-nova trap – peripheries global
Under adves’ spell of affordable deception

Searching library under cranium – time internal
For breath of fresh air two reads provide
One - in the Albertine Is Gone volume Marcel Proust
Opens window one morn in his desolate
Cork lined 11 room realm of memory and silence

Sits back and closes eyes – whole in the ear
Sign of relief on lips – enigma of life needs not
Be understood – noise of the market morn outside
Brings delight anytime I care to recall the passage
Here art restores what the metropolia of XXI Century

Have lost – not the operatic ruckus of human affairs
But noise of mechanism that cities have become since
Rush hour pandemoniac - is today what on opening
Window one gets exposed to – if the window opens at all
My other breath comes from recent recording

Evgeny Onegin under Valery Gregoriev in NYC Met
Mad house air – fresh only for high ceilings overhead
The bedlam of passion – only Russians
Can sing this authentic I kept sighing throughout
Only to find out post factum the leads

Were my compatriots - Polacks – Buczała and Kwiecień
O what a great conductor Gregoriev is
To push them into tragedy past singing – hands on
……. - now the breath I dwell on for oxygen - …….
Hammer rhyme and bird song in sun – … ….. … this morn

Zmieniając język ale pozostając przy „Straconym Czasie”
O jakże było mi was żal tłumna młoda krakowska urodo
To co urzeka wrażliwość - Piękno
Może najbardziej wtedy gdy brak Piękna wokół to tortury
Co tak nietrwałe jak ta chwila o Wieczność której

Błaga Faust i Goethe westchnieniem kutym do dziś
W marmurach cmentarnych od Egejskiego
Po Morze Beringa – otóż kiedy w Muzeum Kantora
Paryżanin Christian Boltansky mrużył powieki
Wobec skupionych na nim scenicznych reflektorów

Ja w dalekim rzędzie rozszerzałem swoje
Jak młody Felix Krull przed lustrem – wola widzenia
Więcej głębiej i wyraźniej - z władzą nad tuleją źrenicy
Zanim przypomniało mi się że moja kamera
To rentgen – tyle że na długą odsłonę – a dłonie drżą

Ciemności choć oko wykol - a w ciemnościach - Ty
Ty się topisz Urodo – Urodo ty tłumna i rzutka - o wzdętej
Wpatrzona piersi w veterana sławy medialnej – say
Paris Hilton NYC trafiła w sedno takiejż sławy
W słynnym bon mot wobec natrętnego dziennikarza

Jestem Sławna Ponieważ Jestem Sławna – I Tyle
Jak mówię – szkoda
Wracając do monsier Boltanski - ten słynie
Jak wyznał z prezerwowania siebie dla Wieczności
To odwaga – wierzyć w Wieczność

Dziś - w komorze nuklearnej apokalipsy
48 minut every minute wobec końca świata
A może nie tyle odwaga co ufność
Dar radosnej ślepoty na historię i świadectwo zmysłów
Tyle że CzasoPrzestrzeń Einsteina prezerwuje nas

Znacznie lepiej – en masse – kwestia technologii
Kiedy wyprawa w niegdysiejsze światło wróci nas
W dzieje przodków których nie znaliśmy wcześniej – żyją
Żyją jak i my - i dalecy płyniemy razem na falach jasności
W poszerzające się Coloseum wszechrzeczy

A jednak szkoda pozostaje – i żal – jakby się we mnie
Jacek Malczewski odezwał – skazany pośród was nimfy
Oglądać łysego starca traktującego siebie jak skarb
Wart waszej uwagi – wart zatraty waszych wdzięków
Topielice wy syreny rusałki w otchłani wygaszonych świateł

 

53
Thursday July 3 in Cracow EU 5 23 am

Wybacz mi urodo krakowskiej młodości “łysego
Starca” w odniesieniu do frapującego eksponatu
W oślepiającym blasku nad mikrofonem
W powieści którą zaczął od słów „Do łóżka zwykłem się
Kłaść wcześnie” Marcel Proust nie szczędzi

Podobnych epitetów żadnemu z swych „światowców”
I trudno o opis straconej młodości bardziej bolesny
Niż zakończenie „Strony Swanna” pełne kwiecistych
Kapeluszy co kryją drogie Marcelowi twarze
Przed jego bezlitosnym spojrzeniem – do 30 roku życia

Twarze to dar Natury – po 30 – duszy
O dziwo rzadko który zakątek Krakowa zna moją twarz
Lepiej niż właśnie mury kantorowskiego dziś muzeum
Z lat kiedy mieściły powojenne Pogotowie
Ratunkowe Chorób Zakaźnych – przymus pracy w PRL

Jedyny tu pielęgniarz od przewozów
Naoglądałem się zwłok odwłoków i zgonów dość
Na osobny cmentarz – żeby w puste dni zawieszać
Młodość nad nieruchomą Wisłą i wsparty o bazalt bulwaru
Igrać w myślach ze znakiem zapytania - w hak masarni

Przemiana z której czytać mi przyszło los serca
O piątej odzywała się syrena starej elektrowni
I byliśmy wolni – niekiedy udawało mi się namówić
Szofera do kursu karetką pod Krzysztofory – na alarmach
I pojawiałem się przy tłocznym stole Tadeusza

W kitlu pielęgniarza – Przecież Ty Nas Tu Wszystkich
Pozarażasz – unosił się Kantor
Od Kurki Wodnej ówczesnego Cricota
Ale nie wypraszał – być pięknym
PRL czy nie PRL – ma służba jest nieodzowna

Przypomniałem mu to kiedy lata później zajechał był
Do La Mama NYC z „Martwą Klasą”
Wściekły na pokraczną nędzę East Village – dopiero tu
Pod zatrutym zagraconym niebem Ameryki
Piękno daje poznać co jest warte – gdy braknie go

Perfidnie nawet z ludzkich czynów – wstyd
Własnej twarzy – Dobroć – nie stać
Mnie na nią – zmęczeniu brak sił do Dobroci
To przy tych pewnie słowach fotograf Czapliński
Pstryknął nam zdjęcie – przerażony

Tadeusz odwraca wzrok w pytajniki
Ja bezradny - w całej swej młodzieńczej jasności
Patrzę za nim ze współczuciem – niestety
Nie miałem nic innego do powiedzenia – banita PRL
Z dna losu jakim poraża i dręczy prywatna własność

To po wprowadzeniu do sztuki Kantora
Drukowanym w East Village Eye przed premierą w NYC
Otwarto mi drzwi do sekcji krytyki teatralnej w NYT
Wykręciłem się jak najdelikatniej - z dbałości o poezję
Ta musi być dobra – a bez prawdy nie może

 

77
Thursday July 23 in Athens EU – 11 11 am

Żeby zacząć ze wspólnym nam mianownikiem
Banksterzy to gangsterzy co jeszcze wczoraj
Rabowali banki – a dziś w nich pracujące wszystkich
Twarzy dzisiejszego Krakowa
Jedna trwa dłużej niż mrugnięcie powieką

Trwoga wpisana w rysy juz na stale
Troska szczera a raz po raz bezsilna – niestety
To twarz mego imiennika – pana Prezydenta
Królewsko – Papieskiego grodu
Jacka Majchrowskiego – nie sposób nie odwracać oczu


Ilekroć trafi się wśród turystycznego natłoku
Natknąć nam jeden na drugiego – nie wiem
Zna Pan Ateny czy nie – tam tuż u stóp
Niebotycznej skały Acropolis
Grzebie się wzrok w wykopkach miejskich ruin

Pomieszkuje tam kto do dziś czy nie - służą mu
Jedna czy dwie kaplice ubożuchnej uczynności – ledwież
Że cień oliwny je od pożarów uchroni
Co nagi wokół głaz biczują płomieniem
Aż go w proch obrócą – miasto o ileż starsze niż nasze

Ciasne wokół studni i kramu – z grobem zaraz
Po drugiej stronie drzwi – wręcz szkoda wyobraźni
Zabiegać pytaniami ktoś się rodził tutaj
Jak żył i czy dziękował czy tez przeklinał był śmierć
Jeśli społeczność jakiej-takiej zgody

Buduje się od podstaw wzwyż
A niech bogowie z wyżyn ustrzega
Żeby próbować odwrotnie – tak człowieka
Jeśli we wdzięczności ma swój mierzyć trud
Juz sama macierz poczyna rodzic od głowy

Przed pojęciem “gatunku człowieczeństwa”
Wzdryga się serdeczna wszystkim wrażliwość
Rozum jednak bogaty w doświadczenie zwrotu
Poręczniejszego – choćby chciał – znaleźć nie potrafi
W nędzy skąpstwa i chciwości hodowany charakter

Nie obrodzi niestety człowiekiem godnym choćby litości
A takich dziś kramem stal się dumny niegdyś Kraków
Niestety – gdyby dziś późny jakiś wnuk Jagielloński
Zawitał w bramach miasta dziękował by ci
Panie Jacku za Wawel piękniejszy niż we śnie

Niż w baśniach milenijnej Historii
Dzionka jednak jednego najkrótszego wystarczy
By żegnać mury ukochane w trwodze jak ta
Co pańskie z moim obliczem łączy wspólną treścią
Maskara i masakra – ledwie siedem literek tych samych

Niestety – a choćby nimi jak w zaklęciu obracać
Najwymyślniej na desce pysznego rzeźnika
Do jutra przez duże J sznycel po krakowsku
Już się nie uśmiechnie ufny – żegnaj życie – żegnaj
Wszędzie tam gdzie słowo “sprzedam”

Wymiata wszystkie inne ze słonecznej cyrkulacji
PS – weźmy najczarniejszy scenariusz – rząd RP
Zapożycza Naród żeby Żydom zwrócić 50 bilionów zlp
Żydzi wykupują u nas co się da – rządu tyle tylko trwa
By zdzierać dłużne podatki – a prace

Robotę zapewnia nowy boss & landlord – z lichwą
50 bilionów urasta do 150 do spłacenia przez ostatniego
Patrioty dychającego w Polsce – nie wiem – zna Pan Ateny
Czy nie – w cieniu u stóp Acropolis studnia kram i grób
Wprost bez proporcji z cudem marmuru i słońca

Pytać należy o sens – PSS – oto przykład zapartego
W sobie cynizmu – juz nigdy nikt tak wnikliwych
Nie stworzy wierszy ni obrazów Krakowa jak ja
A proszę – czy choć raz usłyszałem propozycję
Hey hey Jacku – chodź – wydamy prace w albumie

Po polsku i angielsku – nie
Choć pod względem auto-traffic'u
Kraków pomylić dziś można
Ze stolicą kapitału – NYC
Niestety – wnioski cisną się same – no cóż

PSSS – 30 lat Panie Prezydencie – 30 upalnych lat
Łokciem wsparty o studni kruszejący zrąb
Medytować nad filozoficzną kwestią dnia
Co począć z bezsilnością wobec losu ślepego już Edypa
Prostota odpowiedzi to noc – noc miast wrogich

Tragedii wędrowca – a krakowianin – mówiąc szczerze
Ten nie godny jest ateńskich butów nawet i z 17-tej reki
Ani ateńskiej koszuli biedą cerowanej
Cóż im i welon żałobny i sprana we łzach koronka
Cnotom na czas nie przehandlowanym – no cóż

 

84
Saturday July 25 in Athens EU – 10 10 am

pohukiwanie sowy o świcie – tęskne
nawoływania turkawek – świergot
rzadkiego wróbla – świst skrzydeł gołębich
w przelotach ze słońca rosnącego w pożogę
w zanikające schrony cienistego chłodu

trzask liścia obeschłego co się obrywa
od palmy i tłucze po płytach trotuaru
stukot powiek złociejących u podnóża po bosku
potężnego a niewzruszonego eukaliptusa
przy pałacyku z kłódką w rdzach na skoblu

skuter pierwszego pośpiechu – pierwsza
dostawcza ciężarowka – ostatni trolejbus nocy
autobus właśnie budzącego się jutra
nie ma jeszcze szóstej a Ateny
poniżej hotelowego tarasu żyją już pełniej

niż Kraków o południu z dala od tłoczni
i szlaków turystyki – poszczekuje pies
stróż różanego zagajnika na dachu
gdzie pod płachtami lnu i plastikowej folii
koczuje wyniosły odludek – szczekanie

już to czule kwili – już to ostrzega – już błaga
z parkowych law dźwigają szczudła i łachy
rozbitkowie śródziemnomorskich mitów
nikt im skrzętnie składanego pod krzewem kocyka
nie będzie kraść ni wywozić na śmietnik

życie – a przecież to nieledwie dopiero siódma rano
czekać siódmej wieczór z nadstawionym uchem
jeśli chce się cieszyć serce jędrnym gwarem wokół
zgiełk - a to zgodny - a to skłócony
sejmików płynnych przed bramami sennych kamieniczek

troska co cieszy się bezczynnością – smutki sieroce
po przebaczonych po zapomnianych stratach
szuranie podeszw najśmielszej latarnicy nocy
zgrzyt rolet jeśli na szyby wali się zmierzchająca jasność
płacz i śmichy- chichy wszędobylskiej dzieciarni

pod dzwonem bogobojnej dobroci
z przewoźnym głośnikiem niekiedy co dumie helleńskiej
radzi trwać przy dumie – trwać przy Nie
Nie banksterskim szantażom globalnym – Nie ofiarnej
posłuszności – Nie fikcyjnym a praktycznie

ubezwłasnowolniającym długom – nie cisza
a syta siebie beztroska smukłonogiej młodości
spokój pełen ech i westchnień ubogiej
a lubej sobie dzielnicy – bez jednego radia
z Presley'em i punk'iem obmierzłymi tu

oby już na zawsze – jeśli chcesz Krakowie
zrozumieć zbrodnie którą cierpisz pod hasłami Wolnosci
międląc w szczękach milczeniem udręczony język
jeśli ogłuchłeś już na zmartwiałą grozę Grzegorzek
Bronowic Kurdwanowów i Czerwonych Maków

niechże wystarczy ci ten wiersz – wierszyk niby świt
bez sprzedajnego rymu – bez pokrętnej serdeczności
zapraszamy – zapraszamy – bez krzątaniny służalczej
bez ścisku pizd i dup wokół stolików
znudzonej sobą waluty

 

90
Tuesday July 28 in Athens EU – 6 14 am

Państwo czekacie
spóźnienie bynajmniej nie eksperymentalne
a więc na dziś mam jak przyrzekałem
dwie nowe kompozycje – a la bolero
ta pierwsza

ta piosenka niech pofrunie zmienna
jak i życie płynie – z cieniem po szczęściu
za serca skarb
tak właśnie księżyc nad Atenami
jaśnieje – jaśnieje i do bolera – do bolera

przywraca wymiecione pod słońcem uliczki
ta piosenka niech prosi – wręcz błaga
zważcie panowie i ty Matko Polko Zbiorowa
zważcież wy - we wdowie w cnotce i w puszczalskiej
gdy pod księżycem nad Atenami

dzielnica w pulsach ożywa gwarami
Śródziemnomorskiego Basenu
tak na Zachodniej półkuli
takie Lima czy NYC dopiero się budzą
dopiero zapinają pierwszy guzik do lipcowej patelni

ta piosenka ma serce uczynne
z talentem dla poczucia winy
źle nie robić nic – robić wszystko
wszystko co się chce co trzeba co się musi
i też przecie piosenko za mało

a ja ci – a ja ci piosneczko na to
niech posłużę rada
ty się lepiej na Grecji ucz Polsko póki czas
ileż wart jest na tony tzw homo bezrobotny
w NYC - a ile w Limie kaktusów pająków i węży

nie trudno łzy na myśl o ubezwłasnowolnione narody
pra pra pra Historii nie uronić
jak widać – niemożliwe
tak i po tobie o nadwiślańska wspólnoto tysiącletnia
słuch się nie ostanie

jeśli się Polak niczego niczego
niczego od Greków nie nauczy – na jutro
ziemia przetrwa każdego gospodarza piosenko
ziemia och ziemia niech przetrwa ona jedyna
jeśli – jeśli – jeśli nic więcej

zrobić nic więcej nie sposób
żeby było lepiej
jeśli nic lepiej – nic lepiej
zrobić och zrobić
już nie da się

a teraz – juz ostatnim tchem
delfickiego powietrza
niech zaśpiewam wam Państwo
utwór Nasz Bal
walc niegdyś zwany angielskim

odmęt Oceanu wokół
jak to się szepcze po pokładach
bezbrzeżny
a na Tytaniku
nie zaczął się jeszcze bal

pierś stroić do wylewów serdeczności
gdzie kurtyna zataja garderobę
ocean wokół niestety bezbrzeżny
do wynurzeń serdeczności
stroi się bal i stroi

a zapowiadać ma śpiewający bernardyn
pierwej was na śmierć pozagryzam przyrzeknie
niż dam tonąć bez szans
niż dam wam potonąć bez szans
czy się mylę

słyszę – bis bis bis – jakże przecie lube
uchu każdego wielkomiejskiego rozbitka
myśliciel z myśliwymi na myśli
ucieka precz gdzie i jak się da
przed podmiotem

trafniej będzie – przed pomiotem
analizy – choć na Tytaniku
choć na Tytaniku
pierwszy pierwszy się dopiero
rozpocząć ma nasz bal

 

107
Sunday August 9 in Cracow EU – 8 25 am

Niech wspomnę armaty z wawelskiego mego dziecięctwa
Co otaczały zamek z wałów nad austryjackimi zrębami
W większości zdobyczne po szwedzkiej flotylli
Herbów koronnych na każdej po tuzinie – pod słońcem lata
Siadałem na nich okrakiem – grzać cztery litery do prawd

Szykującego mi się Przeznaczenia – Los Przeznaczeniu
Zgotować miał Kraków – miał Nowy Jork – miał świat
Pytałem taty – tato ale czemu wokół Wawelu armaty
Z ojcowskiej twarzy czytałem wstyd – wstyd
Nie kneblował mu jednak ust – wredna mieścina

W buntach przeciw monarsze syneczku – nie raz
I nie dwa – przedostatni król cisnął był koronę precz
I zwiał po dwóch miesiącach – ostatniego kto wie kto
Był przegnał ze stolicą do Warszawy – zbyt wiele
Tu tajemnic by je niuchał Szwed – a ja twierdzę – skarbiec

Skarbiec i chciwość winne nieuchronnemu odtąd
Rozkładowi Królestwa – Polacy - no cóż – tato zwierał palce
Powtarzając bezsilne – no cóż – z PRL mamy proletariat
Za fundament praw którym matkuje Historia
A z tą jak dotąd nie wygrał jeszcze nikt – bo też

I po co pragnąć takowego zwycięstwa – a dziś
Pół wieku dalej w zgrozę – no cóż powtarzam dziś i ja
Z rymami Ildenfonsa na ustach patrząc po krakowskim
Rynku – zamordowany dorożkarz – zamordowana
Dorożka – zamordowany czar – choć ciasno tu

Dorożkarstwem pazernym jak sidła reklamy – hey hey
Na zdrowy rozum – Rynek był zawsze jaki jest i teraz
Chciwy - sprzedajny - w igrcach kuglarzy grabarzy rabusi kurew
i katów - z procesją na klęczkach od święta – życiem jednak
Życiem nie Rynek był ale Wawel - Tron Berło i Korona – dzisiejszy

Łup preclar reliwiarstwa i $$ w demokratycznym polonezie Wolności
„po swojsku” – „po naszemu” – i żadna i nikomu to hańba
Iż naród w długach tonie nieświadom zagłady pojutrze
Wystarczy wiara - wierzyć iż „Śpiący Czuwają”
Bo jeśli nie – no cóż – co komu po niewidomym narodzie

No Cóż

 

109
Monday August 10 in Ojców EU – high noon

Przegnany ze Starych Młynów
Przez siwka na grodzonej prywacie
Zazdrosnego najwyraźniej o chichotkę
Trzpiotkę cnotkę małżoneczkę małżeństwem znudzoną
Szukałem cienia przy Źródle św. Jana

Tam jednak właśnie – w łkającej krynicy
Turystka tłustawa zgrzana pierze swoją czapkę
Spoko - woda zmyje - spłynie
Więc i rzygnąć nie szkodzi dodaję
Do usprawiedliwień jej honorowego obrońcy – w końcu

Przy kapliczce do rozmyślań zasiadam
Jest o czym - było nie było – to Ojców
Ojcowizna – Ojczyzna – królewskie schronienie
Łowiska samotnej przygody
Z lat mej młodzieńczej Olimpii – Olimpia

Damka na otarcie łez po złamanej ręce
Dzięki której – ośmioletni ryzykant – mogłem się
Z grzegórzeckich Szpitali wyrwać
W tzw szeroki świat – za pan brat
Z żywiołem nocy i dnia – z ufnością za cały ekwipunek

Ojców – Ojcowizna – Ojczyzna
To przede wszystkim wspólnota
Dalej obowiązki – pro publico bono
Korzyści na deser
A tu jest akurat na odwrót – oto i cała Polska

Zgrzytam w myślach zębami jak Łokietek
Bez grosza na bilet wstępu do swej legendarnej groty
Jest cudnie – tylko muchy
Nieświadome czym grozi brzęczenie przy uchu nerwusa
Wracają po śmierć – och nie

Przesiąść się szybko musze ja – to pszczoły
Miodu szukać mej alergicznej krwi
Rzucam więc teraz cień na kamienistą drogę niczyją
U schodów co wskroś skalistego lasu
Pną się ku ruinom piastowskiej warowni – Ojców

Ojcowizna – Ojczyzna – Boże Zbaw Polskę czytam
Z memoriału Styczniowego Powstania 1863
Stąd Wyszli W Ostatni Bój – żeby wnuki późne
Zapocone czapki prać mogli
W Źródle św. Jana – spłynie więc po co krzyk

Państwo – jeśli ktoś między Polakami zapomniał
To struktura służebna Narodowi
Naród w granicach języka to z kolei
Twór historycznie zbrojny – ziemi do obrony
Społeczeństwo zaś to dziecię – dziecię

Narodu i Państwa w pościelach Pokoju płodzone
Niestety do dziś w tysiącletniej naszej historii
Wciąż jeszcze nie powite
Już chyba niemożliwe
Od kiedy bilet w tzw lepszy świat to tylko 78 zlp

Lepiej chyba nie wspominać tu Harmonii
Płynnej harmonii sprzecznych interesów
Co spoiwem miała by być
Owej do dziś w Polsce nie zrealizowanej
Niezrealizowalnej już niestety wspólnoty

Wspólne to więcej
Niż własne
Ale „kupuj własne”
Za klucz
Do narodowego dobrobytu

Choć to tzw światła indywidualność celem jest i duszą
Społecznych porozumień – uduś się własną duszą
Ciśnie się naraz na usta – dziwne – dlaczego dusza i dusić
Wspólne dzielą źródło – pytam i czekam na podszepty
Ojców – Ojcowizna – Ojczyzna – zbyteczny krzyk

Czapka zapocona choćby i siedmioma przysłowiowymi
Potami Źródła św. Jana przecież nie zadusi
Bezduszne tłumaczenie
To mowa Ojcowa
Niestety – na dziś dzień – i cześć

Co napisawszy podnoszę wzrok na dolinę
Głęboko w dół u stóp – strzechy dachy i sady uzdrowiska
W dal ku nizinom krakowskim ciągnące – hen hen
Ze strofami tymi za wieść
Z pod przyłbicy baszty zamkowej – nieś się o słowo nieś

 

113
Thursday August 13 in Cracow EU – 4 08 pm

Tamtego lata zapaliła się wskroś nocy Krakowa
Elektryczna sygnalizacja drogowa
Kapliczki rozbiegającego się po świecie jutra
Trzeba było stanąć do świtania
Przy Bronowickim rondzie

Z hołdem zbóż u kolan – z dłonią
Machającą na trzepoczące plandekami furgonetki
Węzeł słonecznych promieni
Godny klęczek
Dumnego ufnego jutra

Stoję tam – trwam u asfaltowych perspektyw
Na klęczkach
Dziękować za samą możliwość
Czegoś co się
W najlepszym przypadku okaże

Warte zachodu i pytań
Konać
Jak w przyciasną trumnę
A noce tamtego lata tańczyły Me Corazon
A noce tamtego lata tańczyły Me Borazon

 

 


                                
                     Nota edytorska:

 All Right Reserved, Copyright Jacek Gulla by 2015
 
Link do strony publikacji poematu i bieżące teksty poetyckie

Strona Autora

pl. Facebook

kategoria Jacek Gulla w „Poetry&Paratheatre”
 


Za zgodą Autora wyboru dokonał i przygotował do publikacji bloger „publicysta”

blog techniczny, komunikaty, informacja 2015, 2014, 2013 Festiwalu Poezji i Form Sieciujących *Th'Republic of Poets* Blogosfera Polska Polska Zona Językowa Polish Zone.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura